Z wielką uwagą obserwuję IX Wyścig Pokoju Warszawa–Berlin–Praga. Wyniki XI etapu Tabor–Brno wprowadziły mnie co najmniej w zdumienie.
Nie trzeba być wielkim znawcą sportu, aby domyśleć się, że XI etap był po prostu z góry „zrobiony”. Dnia poprzedniego prasa donosiła z wielkim optymizmem, że nasi wszyscy kolarze czują się doskonale, są w formie i szykują się do zaciętej walki na dwóch ostatnich etapach. I nagle – o dziwo, tak biedacy osłabli w ciągu nocy, że w ogóle nie próbowali pogoni za czołówką.
Jasno widać, że na XI etapie, nasi sympatyczni zawodnicy jechali wg zasady: „nam jechać nie kazano”. Jeszcze jednym dowodem, że drużyna radziecka musiała wygrać zespołowo, jest fakt, że Kolombet, który jest również w doskonałej formie i który miał tylko o niecałe dwie minuty czas gorszy od Królaka, nagle zrezygnował ze zwycięstwa indywidualnego na poprzednim etapie i uplasował się na tzw. drugiej linii. To jest skandal nie wymagający wielu komentarzy, bo i po cóż? Co się zmieni? Fakt pozostanie faktem.
Dziwię się tylko naszym kolarzom, którzy poszli na tego rodzaju „machlojki”. Tłumaczy ich tylko to, że warunki życia są bardzo ciężkie, a tego rodzaju „występ” musiła się im doskonale opłacić. Niepoślednie znaczenie odegrał tu również czynnik wychowawczy. Nasi sportowcy przyzwyczajeni są do tego, że zawodnicy radzieccy muszą być zawsze lepsi od nich.
Warszawa, 16 maja
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]